czwartek, 19 marca 2015

387. Serce rośnie

Jaki musi być szczęśliwy zbieg okoliczności, aby znaleźć się w mieście odległym od miejsca zamieszkania o 600 km w czasie, kiedy tam odbywa się warsztat wikliniarski, w dodatku bezpłatny i jeszcze, żeby się o tym w porę dowiedzieć!
A tak właśnie się stało. Spotkawszy Kardamonową na jej sopockich miniwakacjach zimowych pochwaliłam się, że wkrótce udaję się w jej strony, na co ona odwdzięczyła mi się informacją o warsztacie w galerii Gala. Tam właśnie w same walentynki ze sporą grupą takich samych entuzjastów zrobiłyśmy po wiklinowym sercu. Pani instruktorka zarekomendowała, aby owo serce wstawić do wody, niech wypuści listki, a potem, kiedy wypuści również korzenie, posadzić w ogródku.
Jaki musi być pech, żeby zapomnieć go zabrać z domu, w którym gościłam!
Wczoraj dostałam zdjęcie mojego serca. Jestem zachwycowna, co z niego wyrosło!

2 komentarze:

  1. Super sprawa - zostawiasz gdzieś przypadkiem serce i ono sobie żyje własnym życiem i ma się świetnie ;))))))))))))))))) Miło je widzieć i jeszcze milej wiedzieć, że trele-morele bez barier (w stylu: nie mów o tym, bo to niemożliwe), prowadzi czasem do doświadczenia, że coś może wyglądać na niemożliwe, a być niewykluczonym, a nawet urealnionym. ;) Pozdrów Sopot od Kardamonowej. Się tęskni, się marzy i wizualizuje spacerki po molo.

    OdpowiedzUsuń