Wspomnienie: siedzimy przy kolacji i rozmawiamy: Mama, mój starszy brat (albo obaj, ale jakoś pamiętam głównie tego średniego) i ja. To jedyny moment dnia, gdy mamy czas dla siebie, więc rozmowa często przedłuża się i dzięki mojemu bratu-śmieszkowi przeradza w wygłupy. Już to opowiadamy sobie bajki, już to fantazjujemy, już to wymyślamy zabawne i niemądre wierszyki. I dziś, zainspirowany
kartką Mrouh, taki wierszyk mi się ułożył, i mam do niego sentyment nie dlatego, że dobry, lecz że przywiódł to wspomnienie. Mógłby się nazywać "Moralność Kalego":
Raz tak rzekła mucha musze:
- Zwierzyć Ci się, mucho, muszę:
choć natura moja musza
to nie lubię, gdy mnie zmusza
kto do czego. Wprost przeciwnie, to mnie wzrusza
co uwalnia, nie wymusza.
- Ja zaś powiem Ci na ucho,
moja droga kumo mucho,
że o ile wielbię stale
stan niewymuszony wcale,
lecz (natura moja musza!)
lubię sobie powymuszać.
Grzech to, twierdzę, gdy kto zmusza,
dobry czyn zaś - gdy ja zmuszam.
Skrzatko, nawet nie wiesz, jak trafny wierszyk Ci wyszedł:-) uwielbiam Cię! bardzo mi miło, ze moja kartelucha była impulsem:-)
OdpowiedzUsuńwierszyk świetny!!! i taki życiowy :D
OdpowiedzUsuńświetny wierszyk!
OdpowiedzUsuńświetnie "stekściłaś" wszystko!!!
OdpowiedzUsuńFajnie się Wam dzieła połączyły;-)
OdpowiedzUsuńha!! genialny!!
OdpowiedzUsuńGenialny wiersz!!!
OdpowiedzUsuńświetny! i piękne wspomnienie. pozdrawiam serdecznie, e. :)
OdpowiedzUsuńAleż mi się podoba ta ... musza rymowanka :)
OdpowiedzUsuńGratuluję i pozdrawiam !