piątek, 26 listopada 2010

136. List do świętego Mikołaja


Kochany Święty Mikołaju, 
Nie proszę Cię o misia, choć jego widok ogrzewa mi serce. Wciąż mam tego, którego 52 lata temu pomogłeś kupić mojej Chrzestnej. Pozostał do dziś moim ukochanym. Nie ma już jednego oka, które mu wydłubałam, bo byłam ciekawa, z czego jest. Okazało się ślicznym szklanym guziczkiem, który szybko zginął. W jego miejscu mój starszy brat namalował misiowi czerwoną kropkę. Miał dobre chęci, czego nie doceniał nikt, kto na mojego Misia patrzył po raz pierwszy. Widział po prostu czerwoną plamę i mówił, że to rana. Mój Miś ma swoje tajemne imię, którym tylko ja go mogę nazywać, więc wybacz mi, że nawet Tobie go nie ujawniam. Jedna jego noga jest nieruchoma od czasu, gdy oderwała mu się w walce. Moi bracia użyli go jako pocisku w wojnie na poduszki. Mama przyszyła łapkę na okrętkę. Szkoda, że nie przyszyła też oka, kiedy je oderwałam. W tamtych czasach wszystkie pluszowe misie były twarde, wypchane trocinami drzewnymi, różniły się tylko wielkością i odcieniem paskudnego koloru. Jednak kocham go i nie pragnę nowego. Od czasu do czasu ratuję jakiegoś niechcianego buraska z second handu, a potem staram się znaleźć mu dom.

Kochany Mikołaju, może to dziwne, nie chcę też samochodu, choćby był czerwony. Od tych zamierzchłych czasów, kiedy po prostu nie było mnie stać na nowe auto korki na ulicach zwiększyły się tak, że znacznie szybciej docieram do pracy kolejką. W dodatku mogę wtedy czytać i nie denerwuję się jak to widzę u innych kierowców. Pieniądze, które wydałabym na paliwo, a które zostają mi po zakupie biletu kwartalnego z radością przeznaczam na taksówki, kiedy wracam późno do domu.

Dziękuję Ci też za jedwabną koszulę nocną. W wieku 16 lat nauczyłam się nie korzystać z tej części garderoby. Jeśli jest bardzo zimno, zakładam ciepły t-shirt i skarpetki, ale najczęściej z rozkoszą otulam się bawełnianą pościelą.

Bardzo podobają mi się czerwone szpilki, jednak, kochany Święty, wolałabym tenisówki w tym kolorze - w moim rozmiarze. Producenci bowiem zasypują rynek większymi i mniejszymi.

Dziękuję Ci też za biżuterię. Całe życie jestem nią szczodrze obdarowywana, a w dodatku lubię ją sama robić, więc sam widzisz, że to nie jest dobry pomysł.

Ta piękna czerwona muszka też mi się nie przyda. Nie lubię zapinać się pod szyję, a mężczyźnie wolałabym podarować sweter. Albo książkę.

Dobry Święty Mikołaju, znasz moją słabość do czerwonych torebek. W tym roku jedną, kompletnie zniszczoną, wyrzuciłam, nadal jednak mam dwie, więc proszę, nie przynoś mi więcej.

Ten cudowny biustonosz w kolorze wina... Nie, nie dawaj mi go, proszę, musiałabym go najpierw przymierzyć. To najtrudniejsza do dobrania część garderoby i wybacz mi, jeśli nie dość wierzę w Twoje Święte kompetencje, ale wolę osobiście pójść do sklepu.

Dziękuję Ci, kochany, że zarabiam dosyć, by sobie kupić żakiet w kropeczki, choć nie jest tani, tylko proszę...
...
proszę...
...
proszę!
...
...
Daj mi w tym roku figurę, żebym się w niego zmieściła!

Z poważaniem
Twoja Skrzatka

7 komentarzy:

  1. On też lubi czerwień ;) Ulegnie Ci bez dwóch zdań ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boska jesteś! Podpisuję się pod tym!

    OdpowiedzUsuń
  3. No, wiesz, Skrzatko, że nie moglaś tego zrobić lepiej... idealny list do Mikołaja! Może prócz dojeżdżania i kolejką i żakietu- bo dla mnie to sukienka:-) ale poza tym... marzenia mamy podobne:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. List taki piękny... taki momentami wzruszający! A zakończenie to pointa godna mistrzyni pióra!

    OdpowiedzUsuń