poniedziałek, 11 marca 2013

314. Barbra

Mój prezent dla mnie z okazji dnia kobiet - premiera kinowa.
Amerykańska komedia "Mama i ja". Jak to bywa, tytuł nie ma nic wspólnego z oryginalnym "The guilt trip". Dorosły syn, powodowany poczuciem winy, że ucieka przed namolną mateczką proponuje tejże wspólną podróż służbową i oczywiście wynika z tego niezła jazda (odjazd winy?) Film przewidywalny (ale tekst nad Wielkim Kanionem bardzo mnie rozśmieszył).

Bardzo chciałam zobaczyć Barbarę Streisand i nie zawiodłam się na niej.
Najpierw jako dziewczynka czytałam o niej w latach 60., zapewne na ostatniej stronie ówczesnej "Kobiety i życia" w rubryce "Plotki o paniach i panach", gdzie z lekka pokpiwano ze zgubionego "a" w imieniu. Moje pierwsze z nią spotkanie to płyta, którą mój brat w latach 70. przywiózł z zagranicy, zapewne składanka, na której podziwiałam jej głos, a szczególną faworytką była piosenka "Any place I hang my hat is home" (jest na YT). Pod koniec lat 80. zrobił na mnie wrażenie film "Tacy byliśmy" (The way we were), nakręcony wprawdzie 1973 r., ale TVP puściła po kilkunastu latach.
Kto jej nie znał wcześniej, kojarzy dzięki przebojowi "Woman in love" z 1980 r.
I teraz, w roli upiornej mamuśki - wymiata! Pomyśleć, że skończyła już 70 lat...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz