piątek, 26 czerwca 2015

407. Noc świętojańska


Po deszczowym dniu, wielkiej popołudniowej ulewie, ostrzeżeniach "zabierzcie kalosze i ciepłe ubrania" dotarłyśmy na małą kaszubską wieś, gdzie gospodarze Jan i jego żona żyją od 8 z górą lat i gdzie co roku zapraszają na noc świętojańską. Gospodyni, która "za panny" kupiła opuszczoną posiadłość stwierdziła u początków swej wiejskiej historii, że sprawa ją przerasta i że potrzebny jest mężczyzna, który dzielić będzie z nią trudy wiejskiego życia i... rzuciła w noc świętojańską wianek w tej intencji. Jan pojawił się w jej życiu kilka miesięcy później.
Od tego czasu co roku zapraszają na sobótkę, a gospodyni z przekonaniem zachęca do wplatania marzeń w wianki, które puszcza się na staw.
Paliliśmy ognisko "spożywcze" oraz piekliśmy potrawy na ruszcie, panie plotły wianki, a kiedy się ściemniło poszliśmy nad staw, gdzie przy świetle płonącego stosu gałęzi, wianki rzucano na wodę z brzegu i z łódki. Przy wiosłach usiadła ponad 70-letnia matka gospodyni, którą wiosłowała z lekkością i radością, a inauguracji sezonu kąpielowego dokonał młody człowiek, który, jak się później przyznał, niespecjalnie umiał pływać. Na szczęście staw to nie jezioro, prawie wszędzie można sięgnąć dna. Budził podziw, bo nie było zbyt ciepło, zimowy sweter i dres bardzo się przydały.
Niewiele rytuałów jest moim życiu, ale z przyjemnością uplotłam wianek na podstawie z brzozowej gałęzi, przybrał kształt chomąta :)
Nie wsiadłam jednak do łódki, bo nie umiem pływać!

1 komentarz:

  1. Ale fajna impreza! W tym sezonie miałam dwa razy szansę korzystać ze "spożywczego ogniska". Lubię ten smak i zapach! Kardamonowa

    OdpowiedzUsuń