poniedziałek, 22 sierpnia 2011

173. Kawa z kardamonem

Przygoda z ENJOY (post niżej) uwrażliwiła mnie na nowy obszar skrapośmieciowy: papierowe kubki. I, jak to zwykle bywa, kolejny wpadł mi w oko nazajutrz, kiedy głodny młody człowiek poczęstowany przeze mnie zapiekanką z budki poprosił nieśmiało: a czy mogę dostać jeszcze kawę, skoro, gdy kupuje się coś do jedzenia jest ona za złotówkę. Moja niefrasobliwa zgoda nieoczekiwanie zaowocowała kubeczkiem z parującą filiżanką, który natchnął mnie do skomponowania kartki.
Przyznaję, że uwielbiam ją, z wielu przyczyn.
Po pierwsze jest ona, z wyjątkiem bazy z brązowego kartonu, całkowicie śmieciowa. Kawałek gazy, skrawek cynamonowego lnu, obrzępek welonu, strzęp tektury, obrazek z papierowego kubka, stary guzik, kawałek wiekowego sznurka.
Po drugie, jest warstwowa, co mi zawsze imponuje u kartkomaniaczek. Nie licząc bazy, jest 6 warstw.
Po trzecie, zawiera elementy natury lub działania natury (kora brzozy, kamyk z dziurką, szkiełka oszlifowane przez morze).
Po czwarte, zawiera ukochany przeze mnie kształt serduszka (albo prawie) wyżej wymienionego kamyczka i szkiełek.
I po piąte, najważniejsze i wymagające największego gadulstwa, za skojarzenia.
Nie pijam wiele kawy. Właściwie tylko czasem, gdy po źle przespanej nocy (z własnej winy, bo albo coś dłubię jak nakręcona, albo nie chcę się oderwać od wciągającej powieści, albo buszuję po necie) muszę stawić czoła dniowi pracy. Albo w ramach świętowania codzienności (rzadko, ale bywa). Albo, i to jest najmilsze i najrzadsze, jako element integrujący i celebrowanie bycia razem z innymi kobietami. Któraś wtedy ofiaruje się ugotować kawę. Właśnie ugotować, nie: zaparzyć, zalać, rozpuścić, ale z całą celebrą, jak wiedźma nad kotłem pochyla się nad garnkiem z kawą i zamorskimi korzeniami, cynamonem, kardamonem, goździkami, nieomal słyszę jak szepcze zaklęcia, uśmiecha się lekko, i tylko niektórzy widzą, że ukradkiem dodaje tam jeszcze jeden, niewidzialny a niezbędny składnik: serce. A potem, przyciągnięte zapachem i nawołaniami, schodzimy się do stołu znosząc kubki, szklanki i filiżanki i gawędząc niezobowiązująco, śmiejąc się i przekomarzając, a czasem milcząc wspólnie, zamyślone, pijemy ten, z serca przygotowany, czarodziejski napój.
A ponieważ takie zjazdy, posiady w gronie wielu kobiet zdarzają się zazwyczaj w czasie urlopu lub w rzadkie wspólne weekendy, nieodmiennie kojarzą mi się z wakacjami, a te z naturą, nadmorską plażą, lasem, zbieraniem skarbów, patyków, szyszek, kory, muszli, kamyków, szkiełek (te na kartce z tegorocznego krótkiego urlopu wiosną w Barcelonie, w gronie kobiet, rzecz jasna). To chyba już jasne, dlaczego w taki dobry nastrój wprawia mnie ta, skromnymi środkami wykonana, kartka.

5 komentarzy:

  1. Nabrałam ochoty na tak właśnie zaparzoną, nie ugotowaną, uwarzoną kawę;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kartka jest wielowarstwowa, a opowieść wielowymiarowa. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. P.S. niechcący przypomniałaś mi smak zapiekanek - tych niedaleko SPATiFu w budce obok której są gofry... Jakie one są pyszniutkie ;).

    OdpowiedzUsuń
  4. lubię Twoje pomysły recyklingowe :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kartka mistrzostwo świata - połączenie idealne "bazy" i "przypraw"!

    OdpowiedzUsuń