poniedziałek, 29 października 2012

289. Pod prąd

Wbrew temu co w radiu i na blogach cieszę się złotą jesienią. Owszem, ochłodziło się w piątek, owszem, padał grad w sobotę wieczorem, owszem, noce chłodne. Ale.
Tak jest pięknie!
Niebo lśni błękitem, słońce wciąż jeszcze grzeje, powietrze krystalicznie przezroczyste.
Znalazłam zeszłoroczną notkę na blogu Blue Bicycle: "Jesień nas rozpieszcza w tym roku. Wynagrodzenie po trudnym lecie?" Mogę to powiedzieć w tym roku: jesień mnie rozpieszcza. Nic mi do tegorocznego lata, było w sam raz dla mnie. Ale to teraz - teraz przeżywam zachwyt, aż w piersiach rozpiera.
I pomyśleć, że to po prostu bio - biochemia, biofizyka i biometeorologia ;)))
Wczoraj całe popołudnie napawałam się ulubioną piosenką wczesnojesienną (trochę sobie późno przypomniałam!)
Po czerni jeżyny, po liściu kaliny
Jesień, jesień już
Po ciszy na stawie, po krzyku żurawi
Jesień, jesień już
Po astrach, po ostach, to widać, to proste, że
Jesień, jesień już
I po tym, że wcześniej noc ciągnie ze zmierzchem
Jesień, jesień już
Po pustym już polu, po pełnej stodole
Jesień, jesień już
Strachowi na wróble już nad czym się trudzić?
Jesień, jesień już
I po tym że w górze wiatr wróży kałuże, tak
Jesień, jesień już
I po tym że przecież jak zwykle, po lecie
Jesień, jesień już

Ach, ten dzień w kolorze śliwkowym
Berberysu i głogu ma smak.
Stawia drzewom pieczątki, żeby było w porządku,
Że już pora, że trzeba iść spać.
A my tak po kieliszku, po troszeczku
Popijamy calutki ten dzień,
Próbujemy nalewki z dzikiej róży, z porzeczki,
Żeby sprawdzić - czy zimą to wypić się da?

To się w głowie nie mieści, że tak szumi, szeleści
Tak bliziutko, o krok, prawie tuż
Głębokimi rzekami, pachnącymi szuwarami
Idzie jesień i prosto w nasz próg.
 Ale co tam, przecież taka jesień złota
Nie jest zła.
Ale co tam, przecież taka jesień złota
Niechaj trwa!

I przerzucam się od melancholijnej wersji Leszka Długosza do ekspresyjnej Janusza Radka i z powrotem, obie uwielbiam.

niedziela, 28 października 2012

288. Jeszcze cztery kartki

Ponieważ dwa warsztaty Enczy na Cynkowym Poletku miały trwać aż 10 godzin, zacząć się wcześnie i skończyć późno (a do domu jakieś 355 km), postanowiłam skorzystać z gościnności Cynki i przyjechałam, tak jak Encza i Ula, sponsorka papierów (UHK), w przedzień. Podczas pogawędki wieczornej padło pytanie, ile kartek mamy zrobić przez 5 godzin warsztatu, na co Encza błyskawicznie odpowiedziała: sześć!
Nie wiem, czy którejś udało się wyrobić tę "normę". Ja w ciągu 5 godzin skończyłam dwie kartki, które już pokazywałam oraz skomponowałam trzecią, której nie zdążyłam skleić:
Na wszystkich tych kartkach jest jeden uniwersalny napis: thinking of you, z wszystkich pieczątek, które Encza nam udostępniła mój faworyt.
Gdy nastał wieczór uczestniczki się pożegnały, Cynka, Encza i UHK prowadziły nocne Polek rozmowy, a ja zrobiłam z tych samych pięknych papierów jeszcze trzy kartki, już znacznie skromniejsze w ilość elementów, czyli bardziej moje :)
Na ten pierzasty wykrojnik już dawno miałam apetyt i teraz zdąża w moim kierunku :) 
Wyżyłam się też ćwiekowo - aż trzy w ciągu dnia ;)
A ponieważ Polek rozmowy wciąż trwały, a mi jest trudno rozmawiać kiedy ręce niezajęte, to kręciłam korbką, jak to mi Cynka żartobliwie przypomniała i wycinałam Uhakowej śnieżynki.
Tak więc wyjazd uważam za niezwykle udany, owocny osobiście, społecznie i towarzysko ;)
Wywiozłam z niego oprócz moich prac wypchaną kopertę resztek i reszteczek papierowych (chomik!)

sobota, 27 października 2012

287. Trzysta słów

Wstępuję do księgarni szukając czegoś, staję niezdecydowana i wtedy go zauważam.
Zbliża się ku mnie, dopiero co powiedział słowo do kogoś za nim. Nie dochodząc do mnie skręca w boczną alejkę. Uderza mnie wymizerowanie jego dobrze znanej mi twarzy i dziwię się, że jest niższy niż zapamiętałam. Lekka kurtka niezapamiętywalnego koloru (czarna?), luźne dżinsy.
Szukam wzrokiem jego towarzystwa, znajduję, wychodzę na zewnątrz, dwóch. Wracam do środka. Ogląda nowości, swobodny, zrelaksowany. Zauważam jego żonę. Zapomniałam jak wygląda. Też nie młoda, myślę. Rozglądam się po sklepie. Wszystko jak zawsze, nikt nie zwraca uwagi. Podchodzą do kasy. Ekspedientka uśmiecha się szerzej niż by należało? Pyta, czy skorzystają z promocji. Dziękują. Gdy kierują się do wyjścia spostrzegam, jaki mają ze sobą kontakt, bliski, swobodny, niewymuszony. On, o ułamek chwili szybciej dotarłszy do zakrętu zwalnia lekko, przepuszcza ją przed sobą lekko dotykając jej łopatki ruchem zupełnie nieznacznym, nawykły do niego od tak dawna, że czas stępił jego krawędzie, tak jak z solennego “dzień dobry” pozostaje w końcu ciche “mmbry”. Czuję ledwo zauważalne ukłucie zazdrości i myślę z podziwem, że ma kulturę osobistą, której tak mi brakuje u wielu mężczyzn.
Odczekuję chwilę i opuszczam sklep nic nie kupiwszy. Stoją pośrodku placu z parą dopiero co spotkanych znajomych. On kuca by pogłaskać ich psa, rudego malca ze smukłym pyszczkiem miniaturowego charta. Przechodząc obok słyszę słowo wypowiedziane przez kobietę: mainkun. Przecinam plac i zastanawiam się czy mają jakieś zwierzę w domu. W najbliższym kiosku kupuję gazetę, wracając spoglądam z zaciekawieniem w tamtym kierunku. Wciąż rozmawiają we czwórkę, a ich towarzystwo czeka nieopodal.
Oddalając się myślę, że kiedy zobaczyłam go przed laty po raz pierwszy wyglądał jak chłopiec, a ja jak dojrzała kobieta, choć jest ode mnie młodszy tylko o pięć dni. Teraz i po nim widać lata, choć zachował szczupłą sylwetkę.

 
Spotkałam dziś w empiku...
Kogo? Będzie nagródka.

286. To był dobry dzień

Nie chwal dnia przed północą, powiada ludowa przestroga, toteż chwalę po północy ;)
Po bardzo wyczerpującym tygodniu pracy, tym trudniejszym, że w towarzystwie jadowitego przeziębienia nadszedł wreszcie oczekiwany weekend.
Dzisiaj istny kalejdoskop zmian pogody, od ochłodzenia w nocy, co dało rankiem krupy śniegu na samochodach, przez zimny wiatr w dzień aż po olśniewające słońce po południu. Niestraszny chłód, gdy odzienie ciepłe, ciśnienie wysokie i całe dwa wolne dni przede mną.
Zatem zamiast prosto do domu pojechałam tramwajem do Jelitkowa i cieszyłam się spacerem w słoneczne, coraz krótsze popołudnie.
Obsypane wciąż niedojrzałymi owocami zimowe jabłonki przypominają, że tu gdzie przystanek autobusu przy rondzie jeszcze niedawno były ogródki.
 
Słońce już bardzo nisko. Złocista plama na wodzie zapowiada niedaleki zachód słońca. Ledwo widać, ale widać port gdyński z plaży gdańskiej. Jest nawet żaglówka.
Jak śpiewa Wojciech Młynarski:
W berżeretkach, balladach, kanconach
bardzo rzadko jest mowa o wronach,
a ja mam taki gust wypaczony,
że lubię wrony.
Los im dolę zgotował nieletką,
cienką gałąź i marne poletko,
Czarne toto i w ziemi się dłubie,
a ja je lubię.
 A teraz z Sopotu przy dobrej woli dostrzeżemy port gdański:
I  wkrótce miniemy jedną z ładniejszych tutejszych willi - willę Claaszena, siedzibę Muzeum Sopotu:
I na koniec jedna z moich najulubieńszych piosenek herbacianych:

Gdy już apteki przenika październik
i nie ma leków na smutek i katar
Jedyny Stwórca dał nam medykament,
To w szklance mocna, gorąca herbata.

Gdy z fortepianem się w domu zamykam,
To śpiewam głośno na chwałę czajnika.
Układam sonet z herbacianych listków,
Na dobrotliwy czajnik z gwizdkiem.

Wypływa na senne morze,
Cudowny, Blaszany Parowiec.
W obłoku pary odmienia,
Serca zmartwione jesienią.
Tak pięknie pachną w blaszance,
Indie i chińskie latawce.
Tak pięknie pachną...

Kiedy w miłosną wpadniesz katastrofę,
Gdy Cię choroby zginają, jak klamkę.
Niech na ratunek bieży pogotowie,
Z pełną po brzegi, czaju filiżanką.

Tak pięknie pachną w blaszance,
Indie i chińskie latawce.
Tak pięknie pachną...
Tak pięknie pachną w blaszance,
Indie i chińskie latawce.
Tak pięknie pachną...

Wypływa na senne morze,
Cudowny, Blaszany Parowiec.
W obłoku pary odmienia,
Serca zmartwione jesienią.
Tak pięknie pachną w blaszance,
Indie i chińskie latawce.
Tak pięknie pachną...

Słuchamy klik.
PS. Katar - tak, smutek - nie. Nie w taką pogodę!

czwartek, 25 października 2012

285. Must read!

Postępuję wbrew sobie reklamując pismo, którego nie czytuję: na pięćdziesiątej stronie listopadowej "Claudii" uroczy artykuł o znanych skraperkach, Agnieszce-Annie, Czekoczynie, Finnabair i Piekielnej. Napisane z uśmiechem życzliwości - bardzo przyjemnie się czyta.

284. Jesień

Dostałam dziś maila ozdobionego takim zdjęciem. Aż mi się buzia uśmiechnęła - na dobry dzień!
Update 13:13
Przed chwilą zobaczyłam pierwsze gawrony (przylatują do nas z północnego wschodu). Czyżby zapowiadała się wczesna zima?

wtorek, 23 października 2012

283. Enczowy blejtram

Po pięciu godzinach kartkowania i półgodzinnej przerwie na pizzę zasiadłyśmy do ozdabiania blejtramu jako podstawy pod zdjęcie. Ja wybrałam zdjęcie dwuletniego Skrzacika z matką chrzestną.

niedziela, 21 października 2012

282. Po enczowym warsztacie



Te dwie piękne kartki to moje dzieło z warsztatu kartkowego Enczy na Cynkowym Poletku.
Bardzo mało spałam, więc reszta relacji następnym razem :)

środa, 17 października 2012

281. Zrobiona w balona

Wczoraj po całym dniu pracy i wieczornych warsztatach z wolontariuszkami, na których robiłyśmy zawieszki na klamkę byłam tak zmęczona, że nie zrobiłam już kolejnej różowej pracy. Użyłam jednak różowego tuszu :) i oto mój efekt warsztatów powyżej: żółty! Kolejny raz jestem zadowolona z przekroczenia własnych ograniczeń. A kółko wycięte z otworu na klamkę po podbarwieniu różowym (!) tuszem posłużyło za balon :)
P.S. Przypomina mi się kapitalny humor Bolesława Prusa z "Lalki" (cytuję z pamięci,więc nie ręczę za wierność):
"Kamienica baronowej Krzeszowskiej była tak żółta, że zdobyłaby pierwsze miejsce na wystawie rzeczy żółtych."

poniedziałek, 15 października 2012

280. Różowy - dzień pierwszy

I znowu minął rok, i znów mamy różowy tydzień, i znów apel: kobiety! badajmy się, dbajmy o się!
Kartka obowiązkowo różowa :)

279. Nie dotarł

Dowiedziałam się dzisiaj, że wysłany pół roku temu album wędrowny "Spread the Love" nie dotarł do następnej uczestniczki projektu w Warszawie.
Rozum mnie opuścił, że nie nadałam go poleconym, ale ponieważ zwykłą przesyłką listową bezpiecznie przybył do mnie z Anglii moja czujność została uśpiona.
Jedyna nadzieja w słynnym Wydziale Niedoręczalnych Przesyłek w Koluszkach.
Smutno mi.

niedziela, 14 października 2012

278. Ptaszek

Nie lubię dekupażu. Nie widziałam dotąd przedmiotów ozdobionych tą techniką, które by mi się podobały, a moja pierwsza próba była zniechęcająca, marszczyło się, odklejało, nie miałam cierpliwości. Postanowiłam jednak spróbować przejść ponad tą niechęcią pod okiem doświadczonej nauczycielki. Wybrałam serwetkę bez kwiatków i oto on w całej krasie, ptaszek jesienny, rudzik zapewne. Wnętrze skrzyneczki udekorowałam odpowiednim w kolorze motywem z innej serwetki.



piątek, 12 października 2012

277. Maluch zawitał na świat

Kartka z okazji narodzin pewnego Milana.
Ramka w tle wózka i motyl w rzeczywistości są jasnożółte, a nie kremowe. Po sfotografowaniu dodałam jeszcze "brylanciki" na piastach kół, ale kartka poszła już w świat i innego zdjęcia nie będzie.
Ta praca pokazuje moją ogólną tendencję: papiery nieprofesjonalne, recykling (tło, ramka, motyl) czy blok szkolny (wózek), do tego recyklingowa fliselina z bukietu, za to aż 6 wykrojników czy dziurkaczy (wózek, motyl, ramka, kropeczki, półkola, zaokrąglenia rogów)! I jeszcze biedroneczki z taśmy klejącej z empiku.

niedziela, 7 października 2012

276. Jesień nad morzem

Zmienna pogoda w ten weekend, to deszcz, to wiatr, to słońce. Szukałam innego zdjęcia, wygooglałam to: http://www.etsy.com/listing/50407152/large-scale-ocean-black-and-white.

czwartek, 4 października 2012

275. Z wykopalisk

W lecie zeszłego roku wpisałam się do pewnego albumu, który to wpis teraz dane mi było sfotografować. Nie w całości, bo kawałki były "niepubliczne". Widok ogólny:
i zbliżenie na margines oraz moja lewa stopa:

poniedziałek, 1 października 2012

274. Czytu, czytu

Dwie moje prace z dzisiejszego dwuosobowego warsztatu zakładkowego :)