wtorek, 28 grudnia 2010

143. Wyszywana choinka

Nie miałam w tym roku choinki ani gałązek w domu. Takie śliczne drzewko, wyszywane i z koralikami, przyjechało do mnie z Krakowa. Kartka sygnowana przez Barbarę Pisarek. Może ma bloga?

142. Anioł...

...przyfrunął z Wrocławia. Dziękuję, Aneladgam! Zdjęcie z http://lylis.blox.pl/.
Przypomniał mi się grudzień sprzed 14 lat, kiedy natrafiwszy na cudowne ozdoby choinkowe postanowiłam stać się Mikołajem dla moich koleżanek. Do figurek dołączyłam stosowne wierszyki. Pamiętam tylko jeden, towarzyszący aniołowi ofiarowanemu kobiecie, która złamawszy niefortunnie nogę poprzedniej zimy, pół roku spędziła na zwolnieniu lekarskim:
Niech anioł stróż czuwa,
Jak się nóżka omsknie, niech podfruwa,
Niech skrzydłem podtrzyma,
Bo idzie zima!

sobota, 25 grudnia 2010

piątek, 24 grudnia 2010

140. Kartka świąteczna

Jedna  z ostatnich oficjalnych kartek światecznych, która dotarła do mojej firmy wczoraj, jest nie tylko recyklingowa, nie tylko ręcznie robiona, ale w dodatku przez osoby niepełnosprawne.

Jest to dla mnie piękny symbol tego, że coś się w świadomości zmienia, że osoby dotąd wykluczone są coraz bardziej obecne w życiu społecznym. Mały to krok, ale od pierwszego kroku najdłuższa nawet podróż się zaczyna.

Życzę Wam i sobie
odwagi stawiania pierwszych kroków.

Radości w Święta,
jakkolwiek je celebrujecie (lub nie).

poniedziałek, 20 grudnia 2010

139. Wianek ten

kupiłam za 12 zł na jarmarku dobroczynnym. Poprosiłam o zrobienie specjalnie dla mnie bez brokatu, wstążeczek, złoceń. Szyszki prosto z brzeźnieńskiego parku, powiązane drutem i wzmocnione klejem z pistoletu, rajskie jabłuszka i jagódki z hurtowni kwiaciarskiej. Sprzedają niepełnosprawni umysłowo pod opieką instruktorki ze świetlicy terapeutycznej. Gdybym wiedziała, co z tym zrobić kupiłabym połowę stoiska, wszystko piękne i niedrogie.

środa, 1 grudnia 2010

138. Odważ się. Dobre rady

Co ma piernik do wiatraka?

137. Autoplagiat?


Dwie bardzo proste kartki. Mój ulubiony dziurkacz reniferowy (empik), kolorowy karton jako tło oraz kawałki pudełka po czekoladkach, z zachowaniem oryginalnych zaokrągleń (recykling, o tak!)
Rok temu już podobną zrobiłam :)

piątek, 26 listopada 2010

136. List do świętego Mikołaja


Kochany Święty Mikołaju, 
Nie proszę Cię o misia, choć jego widok ogrzewa mi serce. Wciąż mam tego, którego 52 lata temu pomogłeś kupić mojej Chrzestnej. Pozostał do dziś moim ukochanym. Nie ma już jednego oka, które mu wydłubałam, bo byłam ciekawa, z czego jest. Okazało się ślicznym szklanym guziczkiem, który szybko zginął. W jego miejscu mój starszy brat namalował misiowi czerwoną kropkę. Miał dobre chęci, czego nie doceniał nikt, kto na mojego Misia patrzył po raz pierwszy. Widział po prostu czerwoną plamę i mówił, że to rana. Mój Miś ma swoje tajemne imię, którym tylko ja go mogę nazywać, więc wybacz mi, że nawet Tobie go nie ujawniam. Jedna jego noga jest nieruchoma od czasu, gdy oderwała mu się w walce. Moi bracia użyli go jako pocisku w wojnie na poduszki. Mama przyszyła łapkę na okrętkę. Szkoda, że nie przyszyła też oka, kiedy je oderwałam. W tamtych czasach wszystkie pluszowe misie były twarde, wypchane trocinami drzewnymi, różniły się tylko wielkością i odcieniem paskudnego koloru. Jednak kocham go i nie pragnę nowego. Od czasu do czasu ratuję jakiegoś niechcianego buraska z second handu, a potem staram się znaleźć mu dom.

Kochany Mikołaju, może to dziwne, nie chcę też samochodu, choćby był czerwony. Od tych zamierzchłych czasów, kiedy po prostu nie było mnie stać na nowe auto korki na ulicach zwiększyły się tak, że znacznie szybciej docieram do pracy kolejką. W dodatku mogę wtedy czytać i nie denerwuję się jak to widzę u innych kierowców. Pieniądze, które wydałabym na paliwo, a które zostają mi po zakupie biletu kwartalnego z radością przeznaczam na taksówki, kiedy wracam późno do domu.

Dziękuję Ci też za jedwabną koszulę nocną. W wieku 16 lat nauczyłam się nie korzystać z tej części garderoby. Jeśli jest bardzo zimno, zakładam ciepły t-shirt i skarpetki, ale najczęściej z rozkoszą otulam się bawełnianą pościelą.

Bardzo podobają mi się czerwone szpilki, jednak, kochany Święty, wolałabym tenisówki w tym kolorze - w moim rozmiarze. Producenci bowiem zasypują rynek większymi i mniejszymi.

Dziękuję Ci też za biżuterię. Całe życie jestem nią szczodrze obdarowywana, a w dodatku lubię ją sama robić, więc sam widzisz, że to nie jest dobry pomysł.

Ta piękna czerwona muszka też mi się nie przyda. Nie lubię zapinać się pod szyję, a mężczyźnie wolałabym podarować sweter. Albo książkę.

Dobry Święty Mikołaju, znasz moją słabość do czerwonych torebek. W tym roku jedną, kompletnie zniszczoną, wyrzuciłam, nadal jednak mam dwie, więc proszę, nie przynoś mi więcej.

Ten cudowny biustonosz w kolorze wina... Nie, nie dawaj mi go, proszę, musiałabym go najpierw przymierzyć. To najtrudniejsza do dobrania część garderoby i wybacz mi, jeśli nie dość wierzę w Twoje Święte kompetencje, ale wolę osobiście pójść do sklepu.

Dziękuję Ci, kochany, że zarabiam dosyć, by sobie kupić żakiet w kropeczki, choć nie jest tani, tylko proszę...
...
proszę...
...
proszę!
...
...
Daj mi w tym roku figurę, żebym się w niego zmieściła!

Z poważaniem
Twoja Skrzatka

czwartek, 25 listopada 2010

135. www, atc, 5xk czyli dzisiejsza prasówka

Zmęczyłam się językiem walki, trybem rozkazującym, radami i poleceniami:

popędzaniem i (de)motywowaniem:

dobrymi radami:

i sugestiami.
Sprzeciw wobec agresywnych rad i sugestii zaowocował postawieniem sobie pytania:

A w końcu sama daję radę,
jak poradzić sobie z listopadem :-)
Listopadowa recepta: 5 x k

Jeśli ucieszyłaby cię moja recepta z dedykacją zaznacz w komentarzu, czy wolisz tag czy karteczkę (jest malutka, nieco tylko większa od atc). Jeśli będzie więcej chętnych, wylosuję. Zapisy do soboty.

poniedziałek, 8 listopada 2010

niedziela, 7 listopada 2010

133. Pozdrowienia znad morza

dla miłośniczek polskiego wybrzeża (cześć, Kardamonowa!) od:
 Orzechowo koło Ustki: pięknych kamieni pełna plaża, z puszką po piwie na pierwszym planie ;)
 Było jesiennie:
 Latarnia morska w Ustce:
Dziekuję Ci, Basiu.

niedziela, 31 października 2010

132. Halloween czyli All Hallows' Eve

czyli wigilia wszystkich świętych pochodzi z tradycji celtyckiej. W naszych zracjonalizowanych czasach wydaje nam się, że duchów nie potrzebujemy czcić, bać się, odpędzać ich czy przekupywać. Wszystko jest okazją do zabawy, ta zaś do używania spirytualiów. A spiritus to duch :) ...
Albert Einstein i inne wspaniale rzeźbione halloweenowe dynie na stronie: http://www.pumpkingutter.com/.

czwartek, 28 października 2010

131. Byłam na wernisażu



wystawy plakatów, rysunków i fotografii (których jest modelem, nie autorem) legendy polskiego plakatu Henryka Tomaszewskiego (1914-2005). Jestem pod wrażeniem różnorodności, myślenia skrótem, dowcipu, wreszcie młodzieńczości prac powstałych w późnym wieku twórcy polskiej szkoły plakatu. Powyżej plakat 77-letniego artysty, graficzne przedstawienie słowa LOVE, pełne erotyzmu i dowcipu. Niedawno Agnieszka Anna zaproponowała wyzwanie liternicze. Uczmy się od mistrza!

Wystawa w Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie od dziś do 16 stycznia 2011 r. Potem będzie prezentowana w Toruniu, Łodzi i Katowicach.

środa, 27 października 2010

130. Tytuł jako ćwiczenie ortograficzne: róża żółta.

W kawiarence "Sułtan"
przed panią róża żółta,
a obok pan, co miał
tę różę i pani dał...
- śpiewała Kalina Jędrusik u Starszych Panów.
Dawno nie było przechwałek lumpeksowych. Pomyśleć, że jakaś H (Helena? Heidi? Hanna? Herta? Halszka? Hedda? Hortensja? Hilda? Hermiona? Honoratka?) utkała misternie z cienkich wełnianych nici mały, 14x15 cm, obrazek z różą i już go nie chciała! Może zresztą był to on (Henryk? Hugo? Herman? Hipolit? Hubert? Hadrian? Heliodor? Hiacynt? Hilary? Herbert?). Z zesłania dla rzeczy niechcianych wyzwoliła go zaprzyjaźniona plastyczka i pokazała na swoich miniwarsztatach tkackich. Na mój szczery zachwyt po prostu mi go podarowała.
Kto by go nie pożądał, niech pierwszy rzuci kamień.

(Zaś mój minigobelin z tychże warsztatów, nazwany czule kulfonem, w który oprócz włóczki wplotłam stare sznurowadła i sznurki trafił na aukcję charytatywną i poszedł za całe 20 zł! Równo 5 lat temu. Zdjęcia brak. Ot, czcze przechwałki).

poniedziałek, 25 października 2010

129. Jesienią...

za latem...

128. Na pulpicie

Odpowiedź na pytanie Bosego Antka. W pracy: cień dziewczynki z balonikami jako wyraz tęsknoty za lekkością, radością, beztroską zabawą dziecięcą i przeciwwaga dla ciężkiej powagi codzienności. OK, nie zawsze ciężko, nie zawsze poważnie. Na szczęście.

niedziela, 24 października 2010

127. Ptaszek

"Ptaszek może być ulepiony, uszyty, ufilcowany, namalowany" - zachęca piaskownica. Mój nie spełnia warunku "ręką czyny": jest uformowany z kawałka drewna przez morskie fale.

czwartek, 21 października 2010

126. Nie umiem robić zdjęć, i co z tego...

... skoro inni robią je świetnie, dobrze lub przynajmniej znośnie :)
Zajrzałam dziś na fotograficznego bloga Duś przyciągnięta tytułem posta "Sopocki płotek". Wchodzę i... znam to miejsce. Nie dowierzam. Ale przecież codziennie tędy przechodzę. Łapię zatem za aparat i:
A to Dusiowa fotografia:
i jeszcze z kawałkiem budynku i złamaną lilijką u mnie:
 
i u Duś, w pełni słońca i w dodatku z rudzikiem. Chyba tylko raz go widziałam na żywo:
A to historia!

wtorek, 19 października 2010

125. Różowy - dzień podsumowania

Temat raka piersi na naszych oczach powoli przestaje być tabu. W wielu miejscach Internetu zachęca się do profilaktyki, liczne rękodzielniczki ofiarowały swoje różowe wytwory na loterię w intencji rozszerzania świadomości. Spotkałam się jednak również z apelem, by zamiast obdarowywać się nawzajem, dać nasze dzieła na jakiś dobry cel, np. dla chorych dzieci.
Cóż, potrzebujących będziemy mieć zawsze i może i takiemu celowi się oddamy. Na razie jest różowa akcja, jeśli kojarzy się z zabawą, przyjemnością to i dobrze, niech humor podnosi nas na duchu, gdy mierzymy się z najtrudniejszymi życiowymi zadaniami.
W różowowstążkowym candy komentarze zostawiły i różowe dzieła stworzyły:
1. Szarlotek (http://cukierniczekreacje.blox.pl/html), autorka słodkiego bloga. Wśród licznych różowych deserów, niektórych bardzo wyszukanych (np. biała czekolada z różowym pieprzem!) urzekł mnie taki drobiazg galanteryjny: chipsy rabarbarowe:
2. Kardamonowa (http://kardamonowa.blox.pl/), najpierw wykonała cztery prace pod hasłem "Róż i już", a potem jeszcze różowy notes z moją ulubioną mądrością (mam nawet zielony kubek z różowym słoniem i napisem "słonia zjada się po kawałku"). Taki właśnie ma sens ta akcja, po trochu, po kawałku, kiedyś się tego słonia zje...
3. Kasia (http://sweetheartpl.blogspot.com/). Najpierw różowa broszka z przejrzystej organzy, a następnie te delikatne ślubne kolczyki z różowymi swarkami:
Kasia natchnęła mnie w zeszłym roku, żeby patronem candy był różowy słoń  i...
4. ... i Basia, Dama z Cygarem (http://barbaratoja.blogspot.com/) wyszyła cztery różowe słoniki na swoim biscornu. A podobno nie miała czasu :)
5. Ines (http://ineskowo.blogspot.com/) zrobiła frywolitkową zakładkę, którą można też nosić jako bransoletkę i ofiarowała ją w swoim candy, które właśnie dobiega końca oraz frywolitkowe serduszko, którego pokazaniu nie oparłam się:
6. i, last but not least, Cynka (http://cynkowepoletko.blogspot.com/) z zapałem włączyła się do różowego tygodnia hojnie ofiarowując przez osiem dni pakieciki złożone z różowej broszki i tagu z nowonarodzoną Wenus i codziennie inną inskrypcją. Przy piątym dniu nie wytrzymałam i też wzięłam udział w losowaniu poniższego zestawu:
Kolejne inskrypcje na tagach to: 1. wszystko dobrze, 2. motywem miłość, 3. właśnie teraz, 4. czekać? Na co czekać? 5. O siebie, teraz, 6. właśnie nie kto inny, 7. więc? 8. żeby otworzyły się drzwi. Gdyby tak zrobić z nich rozsypankę i wybrać losowo dowolne trzy za każdym razem otrzymamy inne haiku, np.
czekać? na co czekać?
żeby otworzyły się drzwi
więc?
albo
o siebie, teraz
właśnie nie kto inny
właśnie teraz
To drugie nawiązuje do mojego ulubionego angielskiego powiedzenia: jeśli nie ja to kto, jeśli nie teraz to kiedy?
Cynka zaimponowała mi już rok temu swoją odpowiedzią na różowy tydzień i mam jej motywator od tamtej pory w zakładkach.
Jedną z kategorii w różowym candy była opowieść. Uznaję, że prace Cynki wpisują się (od zawsze zresztą) w kategorię "słowo", więc przyznaję Ci, Cynko, nagrodę w tej kategorii.
Zgodnie z zapowiedzią powinnam wylosować teraz jeszcze dwie uczestniczki, ale... była nas taka mała  grupka, więc każdej uczestniczce wyślę jakąś niewielką nagródkę, zgodnie z charakterem tego bloga, coś małego, z drugiej ręki, jakiś nikomu niepotrzebny szpargał, ale może przyda się :)))
Proszę zatem o adresy: skrzat.ka małpa wp.pl.

niedziela, 17 października 2010

124. Różowy - dzień siódmy

Za ten obrazek i hasła na nim posypały się gromy na głowę autorki. Ja cieszę się z każdej formy przypominania i uświadamiania, nie mam nic przeciwko użytym słowom ani rzekomo antyfeministycznemu hasłu.

sobota, 16 października 2010

123. Różowy - dzień szósty




Teren prywatny.
Wstęp wzbroniony.




Kartka z różowego kartonu,
zdjęcie z gazety,
serduszka z opakowania ciasteczek.

piątek, 15 października 2010

122. Różowy - dzień piąty

Trzymaj
się,
stara!

Rewers niebieskiej, kolejne próby postarzania: wielokrotne malowanie i przecieranie, tuszowanie, i znów przecieranie. Czemu nie w różu?

czwartek, 14 października 2010

121. Różowy - dzień czwarty

czułe punkty
zaskakujący
instynkt
Żyj
Na wyciągnięcie ręki masz
Zrób to
Jest wiele powodów
Kolaż z październikowego numeru magazynu Kmag. Nie wyszła różowość chmurki, serca i wstążki, blady, pewnie dlatego, że papier jest bardzo błyszczący.

środa, 13 października 2010

120. Różowy - dzień trzeci

 Baba
wraca
do formy
Kartka sprzed roku, przywołana w komentarzu przez Cynkę. Historia wtedy opisana znalazła swój happy end. Ara jest w znakomitej formie, a włosy odrosły gęstsze niż były. Notabene, Cynka codziennie rozdaje różowe broszki i tagi z nowonarodzoną Wenus, biegnijcie się zapisać. Ja swoją cynkoszkę noszę jak medal :)

wtorek, 12 października 2010

119. Różowy - dzień drugi

Podziwiam
Twoją formę,
Babo!
 Kartka dla Basi z zeszłorocznego różowego tygodnia.
Dziwnym trafem nie pokazałam jej na blogu.

poniedziałek, 11 października 2010

118. Różowy - dzień pierwszy

Czy
 cieszy
 cię
 dbanie
 o
 siebie?

niedziela, 10 października 2010

117. Nie bój się nieudanego

Jak wielki musi być lęk, by na maluchu 10 x 10 cm cztery razy zaapelować "nie bój się"?

Karton szary, niebieska, żółta i zielona farba do malowania rękami, stempel ornamentowy i róża bez łodyżki, czarny i szary tusz, czarny cienkopis. Za radą Kasi Szkieukowej niewyschnięta jeszcze farba przetarta kartą plastikową.

Kojarzy mi się z wyglądem Ziemi z kosmosu. Błękitna planeta, lęku pełna.

środa, 6 października 2010

116. Odnaleziona fotografia. Jesienne melancholijne snuje

Pyzata buzia bez makijażu, gładka fryzura, szyte w domu ubranie, na szyi łańcuszek z medalikiem skrytym za brzegiem dekoltu. Jedyny znak próżności: ogromna, ciemna kokarda we włosach. 1 czerwca 1924 r.
Moja Babcia, lat 17 i pół, zadedykowała to zdjęcie swojemu przyszłemu mężowi, mojemu Dziadkowi. Ślub odbędzie się za trzy lata, za cztery i pół roku urodzi się ich jedyne dziecko, skrzacia Matka. Czy już to wiedzą, przeczuwają, pragną? Jak się spotkali? W tamtym małym mieście podobno wszyscy się wtedy znali z widzenia. Po latach Dziadek wspominał z nieustającym zdumieniem: ona, taka ładna, i chciała mnie, brzydkiego. Wtedy napisał dla niej wiersz. Spisałam go, gdy jeszcze oboje żyli, miałam może 13 lat, zadeklamował go kiedyś w przypływie rozrzewnienia. Nie wiem, czy i gdzie go mam. Pamiętam tylko dwa pierwsze wersy:
Ach, wzleć, skowronku, ponad Tatrów szczyty,
wysoko, wysoko w chmurach ukryty...
I dalej coś, żeby zaniósł ptaszek ukochanej, co? wyrazy miłości? Zapewne, nie pamiętam. Dziadek swój utwór (prawdopodobnie jedyny) zapamiętał na całe życie.
Skąd to zdjęcie znalazło się w domu mojej Chrzestnej, szwagierki adresata dedykacji? Tam je znalazłam po Jej śmierci, Dziadek już wtedy nie żył od 19 lat. Pytania, na które już nikt nie odpowie. Jedno jest pewne: z Niej i z Niego jestem w jednej ćwierci.

wtorek, 28 września 2010

115. Różowe zaproszenie i różowowstążkowe candy po raz drugi

Za niespełna dwa tygodnie rozpocznie się kolejny "różowy tydzień", mający na celu uświadomienie, uwrażliwienie, uczulenie na sprawę raka piersi. Różowa wstążka, o której pisałam na blogu rok temu, ma przede wszystkim motywować do profilaktyki, do wspierania się wzajemnie, do przerwania milczenia na temat choroby, która lekceważona, przemilczana, spychana do nieświadomości, okalecza i zabija, a tak być nie musi. Bądźmy razem, bo jesteśmy dla siebie wzajemnie siłą. Podobnie jak rok temu, staję na apel Szarlotek z bloga "Cukiernicze kreacje Charlotte" i proponuję Wam włączenie się w tę akcję solidarności kobiet, jakkolwiek górnolotnie by to zabrzmiało. Rok temu w różowym candy proponowałam Wam wykonanie dowolnej pracy, robótkowej lub gastronomicznej w kolorze różowym, w tym roku oprócz tego przyłączam się do propozycji Szarlotek dodając kolejną kategorię: opowieść. Tak więc po raz drugi zapraszam na
różowe candy.
Żeby wziąć w nim udział podaj w komentarzu pod tym postem link do miejsca w swoim blogu, gdzie zamieścisz logo akcji wraz z linkiem do dowolnej strony na ten temat. Nie chodzi o to, by propagować tę zabawę, lecz by poszerzać świadomość, od której tak wiele zależy. A kto tego zechce, niech poda również link do miejsca gdzie pokazuje swoje różowe dzieło, przepis na różową potrawę lub opowieść. Jeśli nie chcesz brać udziału w losowaniu, a bierzesz udział w akcji proszę, zostaw również komentarz, im więcej nas, tym więcej energii potrzebnej tej sprawie.
Nagrody-niespodzianki w trzech kategoriach:
1. nagroda dla jednej osoby wylosowanej spośród wszystkich zamieszczających na blogu logo akcji wraz z linkiem do strony związanej z akcją,
2. nagroda dla jednej osoby wylosowanej spośród twórczyń (i twórców) różowych dzieł robótkowych w dowolnej technice (szydełko, druty, szycie, haft, biżuteria, scrapbooking, card making i cokolwiek jeszcze wytworzą zdolne ręce) i różowych dzieł gastronomicznych,
3. nagroda, subiektywnie przyznana przez moje jednoosobowe jury dla twórczyni lub twórcy różowowstążkowej opowieści (listu, wspomnienia, apelu itp).
Na zakończenie będzie mi miło zamieścić przegląd waszych różowych dzieł na moim blogu.
Zapisy do ostatniego dnia różowego tygodnia czyli do 18.10 do godz.18.10.

sobota, 25 września 2010

114. Do słoika: co listek powiedział

Jeden z pierwszych żółtych liści czeremchy, opadły, chory, w czarnych plamach, które uformowały serce. Zachwyt i rozpacz, że minie, zwiędnie, uschnie, pokruszy się, w proch rozpadnie. Pytam: co chcesz mi powiedzieć, jak jest twoja historia, mądrość, przesłanie? I szept cichutki, który dusza słyszy na słowa przekładam:
Zobacz piękno, które jest w przemijaniu i umieraniu.
Zobacz, jak wszystko płynie i zmienia formy, przybierając kształt na jedną chwilę, aby zaistnieć, zatańczyć, zabłysnąć i przeminąć.
Zobacz, jak każda rzecz pojawia się na powierzchni świadomości, by w niej utonąć i odejść.
Zobacz piękno, i ból, i mądrość tych zmian. I odpocznij w czystej świadomości. Amen

niedziela, 19 września 2010

113. Buzie, twarze, gęby

Przypomniała mi się pewna zabawa  z dzieciństwa, może komuś się przyda na słotne wieczory jesienne. Potrzebne są: papier, pisak, poczucie humoru i wyobraźnia.
Rysujemy, talent nie wymagany, kilka lub kilkanaście twarzy, jak najbardziej różniących się od siebie. Przyglądając się im staramy się odgadnąć ich imiona (tak! oni już mają imiona, naszym zadaniem jest tylko je odnaleźć), nazwiska, zawód, życiową sytuację. Zachęcamy dziecko czy dzieci, zadając pytania, do tworzenia wyobrażonej biografii tej osoby: kto to jest? gdzie pracuje? co lubi? jakie ma marzenia? jaką ukrywa tajemnicę? i co komu fantazja podpowie.
Moja galeria: panna Celina Wiatraczkówna, urzędniczka. W okienku pocztowym wydaje paczki i sprzedaje znaczki. Bardzo sprawnie obsługuje klientów, nie myląc się przy wydawaniu reszty i nikt się nawet nie domyśla, że w rzeczywistości wcale jej na poczcie nie ma. Myślami buja w Norwegii, skąd nadszedł właśnie gruby list w bąbelkowej kopercie.
Pan Wiktor Kaloszek, listonosz. Nie, nie, żadnych romantycznych skojarzeń. Pracuje w innym urzędzie i nigdy nie spotkał Wiatraczkówny. Spogląda ponuro, bo nie cierpi swojej pracy. Marzy o występach w operze. Tymczasem śpiewa przy goleniu.
Señor Miguel Cassavetes, Hiszpan, przypadkowo zabłąkany w Koluszkach. Poczciwy wygląd niech was nie zmyli, jego myśli są mroczne. Coś knuje...
I tak dalej, i tak dalej. Niezastąpione na długie podróże pociągiem, deszczowe dni na wczasach, kiedy dzieci się nudzą. Mnóstwo śmiechu - gwarantowane!

112. Jeszcze jedna

Plakatówki, złota konturówka do szkła, brokat.

111. Comfort your ego ;)

Ostatni słoik: http://craft-imaginarium.blogspot.com/2010/09/soik-na-mysli-28-thought-jar-28.html